O mnie

Moje zdjęcie
Warszawa, Mazowsze, Poland
Po prostu jestem.

sobota, 17 listopada 2012

Park Skaryszewski im. Ignacego Jana Paderewskiego – część druga. Wiewiórka rowerzystka.

Warszawa, Praga Południe - 2012.10.31

Ostatniego dnia października jadąc z Pragi na Grochów, postanowiłem przejechać przez Park Skaryszewski. Gdybym przewidział co mnie tam spotka, na pewno zaopatrzyłbym się w jakieś wiewiórcze smakołyki.
W parku zatrzymałem się, żeby zrobić kilka zdjęć ogrodu różanego. Rower zostawiłem na przebiegającej obok, głównej obwodnicy parku. Po zakończeniu zdjęć podszedłem do roweru. Sam nie wiem kiedy, obok mnie pojawiła się wiewiórka. Włączyłem aparat i zanim zdążyłem zrobić wiewiórce pierwsze zdjęcie, ona już wspięła się po przednim kole na ramę roweru.
Zacząłem więc robić jej zdjęcia na rowerze.

Przez chwilę pozowała do zdjęć, po czym przez tylne koło zeszła z roweru.

Następnie zaczęła mi wyraźnie dawać do zrozumienia, że za taką sesję zdjęciową należy jej się wynagrodzenie.

Niestety, jak zaznaczyłem na początku, nie dysponowałem odpowiednią walutą. Wiewiórka mając nadzieję, że jednak coś zarobi, postanowiła powtórzyć występ urozmaicając go o spacer po kierownicy. Nie spodziewałem się tego po niej i znowu nie zdążyłem zrobić zdjęcia jak wspinała się po przednim kole.

Po raz drugi wdzięcznie przemaszerowała po ramie roweru na bagażnik.

Kiedy jednak chciałem zrobić jej kolejne zdjęcie na bagażniku, najwyraźniej stwierdziła, że bez wynagrodzenia mogę zapomnieć o dalszym pozowaniu. Widząc skierowany w swoją stronę obiektyw jednym susem zeskoczyła z roweru. Na zdjęciu widać tylko jej piękny ogon.

Po raz drugi dała mi wyraźnie do zrozumienia, że nie ma nic za darmo.

Chwilę czekała po czym odwróciła się i odeszła. Na wszelki wypadek nadal trzymałem aparat w pogotowiu. Kiedy już byłem pewny, że zrezygnowała z dalszego upominania się o wynagrodzenie, w kilku susach była z powrotem obok roweru. Tym razem zdążyłem zrobić zdjęcie jak wskakuje na przednie koło, jednak w pośpiechu nie zdążyłem ustawić odpowiednich warunków. Zdjęcie wyszło "przepalone".

Wiewiórka tym razem nie pozowała już na rowerze. Znowu dała mi do zrozumienia, że dosyć tego dobrego. Zeskoczyła z koła i okrążyła rower.

Następnie zatrzymała się kilka kroków ode mnie w wyczekującej postawie.

Ponieważ nadal nie reagowałem, podeszła bliżej, rozejrzała się dookoła...

... i pojęła desperacką próbę wyegzekwowania swojej należności, łapiąc mnie za kostkę lewej nogi. Żebyście drodzy czytający ten wpis wiedzieli, jak ja się wtedy poczułem. Jak ostatnia świnia (nie ubliżając świniom).

Po chwili puściła moją kostkę, obiegła mnie dookoła i wspięła się na moje prawe biodro. Jej spojrzenie, cała jej postawa wręcz krzyczały do mnie - Szujo jedna, wyzyskiwaczu fotograficzny, dasz coś w końcu czy nie?!

Było mi tak głupio, że zapomniałem języka w gębie. Zanim zdążyłem wiewiórkę przeprosić i obiecać, że przy następnej wizycie wynagrodzę ją za tę sesję fotograficzną, zeskoczyła z mojego biodra. W międzyczasie obok nas pojawił się gawron. Wiewiórka podeszła do niego i coś mu przez pewien czas opowiadała. Nie trudno sobie wyobrazić, o czym mu mówiła. (W tle widoczny pierwszy w tym roku śnieg.)

Po chwili zajęła się swoimi sprawami, natomiast gawron przez pewien czas przyglądał mi się z dezaprobatą.

W końcu oboje przestali na mnie zwracać uwagę i zajęli się swoimi sprawami.

Mam nadzieję, że nie opowiedzą pozostałym zwierzętom w Parku Skaryszewskim o tej sytuacji. W przeciwnym wypadku na terenie parku będę wśród zwierząt "spalony". :-)



Wiewiórki w Parku Skaryszewskim, to poza ptakami najbardziej widoczni mieszkańcy parku (o zwierzostanie parku wspomniałem w części pierwszej). Zawsze było ich sporo, jednak ten rok był dla nich szczególnie korzystny.
Moje najwyraźniejsze wspomnienia dziecięcych spacerów po parku dotyczą właśnie wiewiórek. Tu zetknąłem się z nimi po raz pierwszy. Za każdym razem kiedy wybieraliśmy się z ojcem do parku, zaopatrywaliśmy się w orzechy włoskie lub laskowe. Jakaż to była frajda, kiedy pomiędzy drzewami pojawiała się wiewiórka (czasami kilka równocześnie). Od razu zaczynało się nawoływanie - Basia, Basia, Basia. I Basie przychodziły. Nigdy nie zapomnę pierwszego dotknięcia wiewiórczego futerka. To było niezapomniane przeżycie, ileż radości. Podobnie pamiętam jak pierwszy raz wiewiórka wspięła się na mnie. Miałem wtedy pięć lat. Trochę się przestraszyłem, bo wiewiórka wspięła mi się prawie pod szyję. Opisując to wydarzenie, prawie widzę tamten moment. Niedaleko skalnej groty jest mały kamienny mostek. To było właśnie tam. Kiedy w zeszłym miesiącu wiewiórka wspięła się na moją nogę, od razu przypomniały mi się dziecięce czasy.
W Parku Skaryszewskim nie tylko wiewiórki decydują się na tak bliski kontakt z ludźmi, ale o tym w innym wpisie o parku.